Już mieliśmy przechodzić na dietę – taką “od jutra” dietę zdrowotnościową, ze zbilansowanymi posiłkami, lekkostrawną, witaminową – a tu znów nadarzyła się okazja, żeby pochłonąć kilka łyżek cukru… Jak pech to pech! Okazja jednak niecodzienna, radosna, nie można było odmówić sobie spożycia – nasz pierworodny posunął się nieco w latach i …7 lat minęło jak jeden dzień. Była więc impreza i był też tort. Nie wspominając o cukierkach, ciasteczkach i innych pobocznych smakowitościach. Nasz naczelny domowy piekarz odpalił piekarnik i upiekł biszkopty oraz przygotował krem, a Dżunks i Gagat zajęli się dekoracją tortu. Lepili figurki z masy marcepanowej, częściowo barwionej barwnikami spożywczymi. Motywem przewodnim ich dziełek były oczy, choć… oczy to mało powiedziane- to był wręcz wytrzeszcz. Pojawiły się przeróżne kreatury, które zapisałabym w pierwszej kolejności do okulisty. Sami zobaczcie – podejrzanie to wygląda…
Żeby ulżyć swojej wątrobie – dzielę się słodkościami raz jeszcze 😉